Liliana uwielbia muzea. Nie przypuszczała, że podczas najbliższych odwiedzin w tym miejscu, spotka mumię, która powstała z martwych i wypytuje ją o swoje dzbany. Jak się potem okazuje, to starożytny książę, który gdy się obudzi musi wypełnić pewną ceremonię, jednak ten powrót jest dla niego inny niż pozostałe. Dzieli go tysiące kilometrów od miejsca, gdzie ceremonia ma się odbyć. Liliana zostaje jego towarzyszką i razem wyruszają na wielkie poszukiwania pełne niebezpieczeństw.
Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Zauważyłam, że ta pani napisała również Klątwę tygrysa, której nie czytałam, al czytałam dość dużo negatywnych recenzji. Dlatego do tej powieści podchodziłam z pewną rezerwą. Czytając opis Klawy tygrysa oraz Przebudzeni można od razu zauważyć, że autorka ponownie stosuje ten sam schemat, który jeśli wierząc innym, wyszedł o wiele lepiej. No ale cóż, ja mam do tej powieści kilka zastrzeżeń.
Pierwsze do czego muszę się przyczepić to bohaterowie i to główni. Kurde, naprawdę kilka razem miałam w głowie taką myśl, że czytam troszkę inną wersję Zmierzchu, tylko zamiast wampirów i wilkołaków są starożytni książęta i zombie. Bohaterowie byli naprawdę podobni do Edwarda i Belli. Nie polubiłam ich. Liliana była tak zmienna, że czasami kompletnie jej nie rozumiałam. Jej uczucia to dla mnie coś niezrozumiałego i to, że ona tyle dla niego zrobiła, to tym bardziej bezsens. Tak samo jak Amon, Liliana była pierwszą dziewczyną, którą spotkał i to ona musiała być ta wyjątkowa, żadna potem inna dziewczyna nie równała się z jej urodą. Jednak spodobali mi się bracia Amona. Byli zabawni, mieli swoje poczucie humoru i zachowywali się bardziej racjonalnie niż główni bohaterowie.
Drugie do czego mam zastrzeżenia to styl autorki. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale nie które momenty leciały mi niesamowicie szybko, a inne ciągnęły jak flaki z olejem. Do połowy powieści kompletnie nie mogłam się w nią wciągnąć i już myślałam nad przerwaniem tego, ale chciałam się przekonać o co chodziło z zakończeniem, które podobno było tak zaskakujące. Skoro to jest trylogia to musiało się wydarzyć coś, co pociągnie historię dalej. Podejrzewałam jedną rzecz, jednak tu pokłony dla autorki, ponieważ zaskoczyła mnie. Akurat takiego obrotu spraw się nie spodziewałam!
Jednak zostałam miło zaskoczona faktami, które autorka wplotła w powieść. Sprawdzałam niektóre informacje, które się tutaj pojawiały i wszystko się zgadzało, fakty o dzbanach z organami osoby, goleniu brwi podczas żałoby po zmarłym kocie czy przypowieści o bogach. To mi się bardzo podobało, bo moja wiza na ten temat odrobię się poszerzyła i od teraz dzbany będą mi się zawsze z tym kojarzyć :D
Podsumowując dla mnie ta powieść to żaden fenomen. Kiedy już się wciągnie w tą historię to już leci, ale będę uważać, ze to trochę lepsza wersja Zmierzchu. Chociaż zakończenie uratowało moje zdanie i spowodowało, że teraz cały czas rozmyślam, jak dalej potoczy się akcja. Także jak kolejny tom będzie już dostępny, to i tak po niego sięgnę, bo ciekawość została zasiana :D
| Autor: Colleen Houck| Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski| Wydawnictwo: We Need YA| Cykl: Strażnicy Gwiazd (tom 1)| Data wydania: 16.01.2019r.| Liczba stron: 485| Gatunek: Literatura młodzieżowa| Moja ocena: 6/10|
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu We Need YA! ♥
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz