Jack zaczyna układać już swoje życie na dobre. Ma ukochaną osobę, cudowną rodzinę i świetnie płatną pracę. Wszystko układa się jak najlepiej, ale do pewnego momentu. Jedno wydarzenie pozwoli mu zauważyć, że sport, któremu poświęcił całe życie, wcale go nie kocha. Sport to biznes, jak nie przynosi zysków, to trzeba coś lub kogoś zmienić. Czy wszystkie wyjazdy i poświęcenia są tego warte?
Powiem Wam, że nie miałam w planach tworzenia tej recenzji. Jednak postanowiłam krótko i konkretnie wyrazić się o tej pozycji, bo to jednak zakończenie historii i dawno w sumie nie opowiadałam tak źle o żadnej książce! Zatem przygotujecie się na ostrą i dobitną krytykę. Oczywiście postaram się niczego nie zdradzić a tego tomu jak i z poprzednich, na miarę możliwości.
Może zacznę od tego, że dla mnie ta trylogia w ogólnie nie powinna powstać. Gdyby Rozgrywka miała 100 może 200 stron więcej i wszystkie wątki były by w tej jednej książce zawarte, było by to o wiele lepszym zabiegiem. Tak każdy kolejny tom był gorsze, miał mniej sensu i bohaterowie byli jeszcze bardziej irytujący. Ich problemy były żenujące i wręcz śmieszne. Autorka jakby na siłę szukała im problemów i wszystko co najgorsze musiało się stać. Ich dramaty mnie śmieszyły a nie sprawiały, że chciało mi się płakać (chociaż chciało mi się z powodu mojego wyboru lektury). Dlatego dla mnie autorka nie powinna tworzyć z tego trylogii, tylko jedną dłuższą powieść i tyle by w zupełności wystarczyło.
Dalej bohaterowie to już kompletnie mnie do siebie zniesmaczyli. Autorka nie umiała wyważyć zachowań bohaterów, bo byli raz słodcy tak bardzo, że aż zęby bolały lub tak głupi, że miało się ochotę ich pobić za takie zachowanie. Niektóre teksty były tak żenujące, że nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Po raz pierwszy na instastory dodawałam fragmenty, bo to było tak złe. Takie przykłady, Cassie porównała język Jacka do różdżki Harry'ego Pottera, od tego czasu mam taką niechęć do Harry'ego, że głowa mała. Dalej plemniki został porównane do znakomitych pływaków, czy dziecko do kosmity. Serio bohaterowie nawet nie ratowali tej powieści. Chociaż drugoplanowi już byli o wiele lepsi i choć ich dramaty też były śmiechu warte, to jednak były bardziej rzeczywiste i prawdopodobne niż głównych bohaterów. Jedyne postacie, które polubiłam od samego początku do końca to dziadkowie Jacka, to najlepsze osoby z całej tej trylogii.
Styl autorki to jeden z nielicznych plusów, które mogę podać. Dzięki temu, że książkę czyta się bardzo szybko, można powieść prędko skończyć i jeszcze szybciej zapomnieć. Dialogi bohaterów są mdłe, sztuczne i takie, ze nie potrafiłam z nich wyciągnąć żadnych emocji, które kierowały bohaterami. Naprawdę rozmowy pomiędzy bohaterami były albo przesłodzone albo suche. Podczas czytania nie potrafiłam zaangażować się emocjonalnie w te wszystkie wydarzenia. Co chwila coś sprawiało, że się rozkojarzyłam czy coś mnie denerwowało. Już po pewnym czasie chciałam tylko dobrnąć do końca tej książki i już mieć ją z głowy.
Podsumowując dla mnie ta książka była bez sensu, bez emocji i wszystko było w niej przesadzone. Tylko drobne aspekty ratowały tą powieść bym jej nie przerwała. Jednak jak już zaczynam serie to wole je kończyć. Niestety dla mnie trylogia The perfect game jest nie warta Waszej uwagi. To tylko strata Waszego czasu, pieniędzy i nerwów. Niestety, tej pozycji nie mogę Wam polecić.
| Autor: J. Sterling| Tłumaczenie: Monika Wiśniewska| Cykl: The Perfect Game (tom 3)| Data wydania: 22.08.2018r.| Liczba stron: 256| Gatunek: literatura młodzieżowa| Moja ocena: 3/10|
Recenzja powstała przy współpracy z portalem CzytamPierwszy.pl ♥
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz